czwartek, 27 lutego 2014

Lirene, Będę Mamą, Wygładzający balsam antycellulitowy

Nowa linia Lirene Będę Mamą to cztery kosmetyki przeznaczone do pielęgnacji skóry kobiet w ciąży. Ich receptury zostały oparte na bezpiecznych i skutecznych składnikach aktywnych, które pomagają przeciwdziałać utracie jędrności i powstawaniu rozstępów. W skład linii wchodzi: Wygładzający balsam antycellulitowy, Intensywne serum zapobiegające rozstępom, Ujędrniające serum na biust oraz Kremowy płyn do higieny intymnej. Produkty te zawierają składniki aktywne o skutecznym działaniu potwierdzonym w badaniach i są rekomendowane przez lekarzy ginekologów.
Ja, co prawda w ciąży nie jestem, ale mimo to jakiś czas temu zgłosiłam się do testowania tych kosmetyków na portalu Mama Na Zakupach, bo byłam ich ogromnie ciekawa. Otrzymałam Wygładzający balsam antycellulitowy zawierający w swoim składzie: masło kakaowe, witaminę B3, E i PP, olej canola oraz glicerynę. Jeśli jesteście ciekawe jak się sprawdził zapraszam do dalszej części wpisu.



Opis produktu:
Wygładzający balsam antycellulitowy skutecznie zmniejsza widoczność cellulitu, który pojawia się podczas ciąży. Balsam zawiera masło kakaowe, dzięki któremu skóra staje się gładka i miękka. Poprawa jędrności następuje dzięki zawartości witaminy PP, która umożliwia prawidłowe funkcjonowanie skóry oraz stymuluje syntezę struktur kolagenowych. Olej canola, witamina E i gliceryna wpływają na poprawę nawilżenia skóry, wygładzają i uelastyczniając naskórek, czyniąc skórę bardziej napiętą.

Składniki:
Aqua (Water), Isopropyl Palmitate, Glycerin, Isohexadecane, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Canola (Canola) Oil, Dimethicone, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Pentaerythrityl Distearate, Ceteareth-20, Cetearyl Alcohol, Sodium Polyacrylate, Tocopheryl Acetate, Niacinamide, BHA, Hydrolyzed Cucurbita Pepo (Pumpkin) Seedcake, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Methylparaben, Diazolidinyl Urea, Butylparaben, Propylparaben, Ethylparaben, Parfum (Fragrance).



 Cellulit jest zmorą niemalże każdej kobiety. Jest utrapieniem osób szczupłych, i tych walczących z nadwagą. Jest problemem także wielu kobiet w ciąży. Muszę się przyznać, że ja miałam go przed ciążą, w jej trakcie, i mam go także teraz, po jej zakończeniu. Jedynie jego widoczność ulegała zmianie. Raz był widoczny bardziej, raz mniej.
Nie jest łatwo się go pozbyć, ale można z nim walczyć. Po pierwsze warto zacząć od zmiany diety. W ciąży zdrowe odżywianie jest jak najbardziej wskazane:-) Po drugie aktywność fizyczna. W ciąży (o ile nie jest ona zagrożona) również można uprawiać sport np. pływać, gimnastykować się, spacererować. Jeśli do tego wszystkiego dodamy odpowiednie kosmetyki, takie jak te z serii Będę Mamą na pewno uda nam się, o ile nie wyeliminować całkowicie, to przynajmniej zmniejszyć widoczność skórki pomarańczowej.


 W uroczej, różowej tubce znajdziemy 200ml produktu przeznaczonego do pielęgnacji skóry ud i bioder, czyli tam gdzie najczęściej występuje cellulit.  Tubka jest wykonana z  miękkiego plastiku, więc wydobycie z niej kosmetyku nie powinno nikomu sprawiać problemów. Opakowanie można postawić do góry nogami w związku z czym kosmetyk jest cały czas gotowy do użycia. Sam balsam jest koloru białego i ma odpowiednio gęstą, kremową konsystencję. Bez problemu rozsmarowuje się ona na ciele i szybko się wchłania nie pozostawiając tłustej warstwy. Nie lubię, gdy balsamy kleją się do ubrań. W przypadku tego kosmetyku nie ma takiego problemu. Można szybko się ubrać, nie martwiąc się o brzydkie plamy. Zapach jest naprawdę delikatny. Producent na opakowaniu zamieścił takie zdanie: "Zapach kosmetyków Lirene "Będę Mamą" został wybrany przez kobiety w ciąży". W takim wypadku wydaje mi się, że zapach tego produktu nie powinien drażnić nawet wrażliwych nosów.
A jakie są efekty po zastosowaniu balsamu? Otóż, używając tego balsamu raz dziennie przez dwa tygodnie nie zaobserwowałam, by mój cellulit się zmniejszył. Zapewne ten krótki okres był niewystarczający, by dostrzec jakieś zmiany. Jedyną poprawą jaką zauważyłam było to, że skóra na udach stała się lepiej nawilżona i bardziej sprężysta. Być może długotrwałe, a zarazem regularne stosowanie tego kosmetyku poprawiłoby stan mojego cellulitu, kto wie.



Podsumowując, Walka z cellulitem to działanie na wielu frontach. Warto do jego zwalczania wybrać kosmetyki odpowiednie do stanu w jakim się akurat znajdujemy. Marka Lirene zadbała o to, by kobiety w ciąży również mogły poczuć się piękne w swojej skórze i dlatego stworzyła kosmetyki z serii Będę Mamą. Wygładzający balsam antycellulitowy to kosmetyk, który z pewnością pomoże przyszłym mamusiom zawalczyć o piękną sylwetkę.



Cena: 200ml / 19,99zł

Dostępność: Drogerie Rossmann


P.S. Ile pączków dziś zjadłyście?:-)

wtorek, 25 lutego 2014

Tołpa, Dermo Face Hydrativ, Nawilżający krem odprężający


Lubię kosmetyki marki Tołpa, bo do tej pory każdy wypróbowany przeze mnie produkt sprawdził się doskonale. W przypadku Nawilżającego kremu odprężającego nie było inaczej, ale mimo jego wielu zalet mam do niego także pewne zastrzeżenia.



Opis produktu:
Nasz dermokosmetyk uzupełnia poziom nawilżenia skóry i działa odprężająco. Intensywnie nawilża, odżywia i uelastycznia. Łagodzi podrażnienia i przywraca komfort. Relaksuje skórę i eliminuje oznaki stresu. Wspomaga regenerację mikrouszkodzeń i odbudowę bariery ochronnej. Zabezpiecza przed negatywnym wpływem środowiska i wolnych rodników.

Składniki:
Aqua, C12-C15 Alkyl Benzoate, Octocrylene, Glycerin, Polysilicone-15, Biosaccharide Gum – 1, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Ethylhexyl Palmitate, Propanediol, Peat Extract, Hydroxyethyl Urea, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Cetearyl Alcohol, Saccharide Isomerate, Caprylyl Glycol, Stearic Acid, Parfum, Cetyl Alcohol, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Extract, Saccharomyces Cerevisiae Extract, Sodium Hyaluronate, Salvia Sclarea Extract, Tocopheryl Acetate, Ceteareth-20, Sodium Polyacrylamide, Xanthan Gum, Magnesium Aluminum Silicate, Potassium Phosphate, Carbomer, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide.


 Producent zapakował swój kosmetyk w aluminiową tubę o pojemności 40ml i włożył ją do dobrze opisanego kartonika. Opakowanie tego typu ma podobno według producenta nie zasysać powietrza i bakterii, przez co krem jest dłużej bezpieczny. Nie wiem czy faktycznie tak jest, ale mnie ono jak najbardziej odpowiada. Łatwo wycisnąć z niego produkt (tuba jest plastyczna), a płaska zakrętka umożliwia postawienie kosmetyku do góry nogami, więc krem nie zajmuje dużo miejsca na łazienkowej półeczce. Wygoda i funkcjonalność. To lubię.
Sam krem wydaje się być lekki (tak też został opisany na opakowaniu), ale tak naprawdę jest treściwy. Niby gładko rozsmarowuje się na buźce, ale zostawia na niej tłustą, świecącą powłokę, która potrzebuje czasu by całkowicie się wchłonąć. Aby nałożyć makijaż trzeba najzwyczajniej odczekać kilkanaście minut, bo w przeciwnym razie podkład będzie się rolował. Ja rano mam czas (powiedzmy że mam, o ile przy małym dziecku można w ogóle mieć jakiś wolny czas) by sobie na to pozwolić, ale osoby zabiegane na pewno nie będą zadowolone z faktu, że trzeba czekać, dlatego polecam nakładać ten krem na noc. Tłusta powłoka wieczorową porą jest mniej problematyczna. No i świecenie tak nie przeszkadza.
Krem mam delikatny zapach, który towarzyszy nam przez dość długi czas. Nie jest męczący, ani drażniący.



Latem tłusta powłoka oraz efekt świecenia nie są u mnie pożądane, dlatego w cieplejszych miesiącach w ciągu roku sięgam po lżejsze kremy, a takie omijam z daleka. Na obecną porę roku krem moim zdaniem nadaje się idealnie, bo otula przyjemnie skórę nawilżając ją dogłębnie i uelastyczniając naskórek. Stosowany regularnie poprawia kondycję skóry, a jednocześnie jej nie zapycha.  



Podsumowując, Choć ten krem nie do końca spełnił moje oczekiwania (twarz przez kilka chwil wygląda tak jakby była spocona, trzeba poczekać z nałożeniem makijażu) to muszę przyznać, że działanie ma na prawdę dobre. Skóra twarzy jest widocznie bardziej nawilżona, odżywiona i zmiękczona. Efekt ten bardzo mi się podoba, ale nie sięgnę po ten krem ponownie właśnie ze względu na te małe mankamenty.



Cena: 40ml / 36,99zł

Dostępność: http://tolpa.pl/


Używałyście tego kremu?
Jakie zdanie macie na jego temat?

sobota, 22 lutego 2014

Wygraj tusz Aero Volume!

Zgodnie z zapowiedzią przychodzę do Was z rozdaniem, w którym można wygrać Tusz Aero Volume marki Avon w odcieniu Blackest Black.




Zasady rozdania są bardzo łatwe. Trzeba wykonać tylko trzy proste kroki :

1. Trzeba być publicznym obserwatorem bloga: http://glamourka89.blogspot.com
2. Udostępnić baner na swoim blogu.
3. Wypełnić poniższy formularz.

I tyle!:-)



Regulamin rozdania:
1. Organizatorem rozdania i fundatorem nagrody jest autorka bloga Glamourka89.
2. Rozdanie trwa od 22.02.2014 do 09.03.2014 do godziny 23.59.
Wyniki zostaną ogłoszone w przeciągu 3 dni od daty zakończenia rozdania.
3. Rozdanie jest wyłącznie dla publicznych obserwatorów mojego bloga.
4. Aby wziąć udział w rozdaniu należy udostępnić baner na swoim blogu.
5. Nagrodą w rozdaniu jest tusz do rzęs Aero Volume marki Avon.
6 . Spośród wszystkich zgłoszeń zostanie wylosowana 1 osoba.
7. Zwycięzca o wygranej zostanie powiadomiony na łamach bloga. Na przesłanie adresu
do wysyłki nagrody ma 2 dni. W przypadku braku odpowiedzi losuję kolejną osobę.
8. Nagroda zostanie wysłana na koszt organizatora rozdania w terminie 7 dni od dnia
otrzymania danych adresowych. Wysyłka tylko na terenie Polski!
9. Zgłoszenie się do udziału w rozdaniu jest równoznaczne z zaakceptowaniem regulaminu.
10. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach
wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)
11.  Jako organizatorka zastrzegam sobie prawo do zmian w regulaminie.


piątek, 21 lutego 2014

Kosmetyk w kapsułkach: Dermogal A+E


Część z Was na pewno kojarzy te złote rybki zwane potocznie "śmierdziuszkami":) Pokazywało je wiele blogerek, jak i vlogerek. Skusiłam się na nie i ja:)



Opis produktu:


Składniki:


W opakowaniu znajdują się dwa blistry, a każdy z nich liczy sobie 24 kapsułki, w sumie otrzymujemy 48 sztuk. Te żelowe kapsułki swoim wyglądem przypominają rybki. To właśnie w nich znajduje się olejek. Aby wydobyć kosmetyk na zewnątrz należy ukręcić "ogonek" rybce i wycisnąć olejek na skórę i delikatnie rozetrzeć go w miejscu stosowania. Oczywiście olejek nakładamy na umytą powierzchnię skóry. Jedna kapsułka wystarcza mi na pokrycie całej twarzy i szyi. Olejek jest dość gesty, ale pod wpływem ciepła paluszków ładnie rozprowadza się na skórze. Zapach? Niestety nie jest przyjemny - stąd nazwa "rybki śmierdziuszki". Ja się do tego smrodku już przyzwyczaiłam, ale dla bardzo wrażliwych nosów zapach ten może być nie do zaakceptowania.



Rybki stosuję przed wszystkim na noc, bo tłusta powłoka jaka zostaje po ich wsmarowaniu, uniemożliwia nałożenie makijażu (nie wiem czemu producent twierdzi że jest inaczej). Stosuję je 1-2 razy w tygodniu i aplikuję je zamiast kremu. Następnego dnia rano skóra prezentuje się o niebo lepiej. Jest wypoczęta i promienna. Wyraźnie czuć, że jest nawilżona. Jest także elastyczna i odżywiona. Suche skórki, z którymi się zmagam nie sterczą nieestetycznie, tak jak to zwykle bywa, więc i makijaż lepiej się na niej prezentuje. Skóra jest odpowiednio natłuszczona, a podrażnione i zaczerwienione miejsca zostają ukojone. Mam wrażenie, że dzięki tym rybkom moje wypryski szybciej się goją. Jedyną ich wadą jest to, że dość długo się wchłaniają. Po ich aplikacji nie polecam kłaść się od razu do łóżka, bo pościel, w tym poduszka, będą całe wymazane tłustym olejem:)



Cenowo kapsułki prezentują się bardzo korzystnie. Za opakowanie tego kosmetyku w aptece Dbam o zdrowie przyjedzie nam zapłacić 12,50zł. Moim zdaniem to naprawdę niewiele jak za tak wspaniale działający produkt. Ja z pewnością kupię drugie opakowanie, jak to obecne, już mi się skończy.



Na zakończenie dodam, że producentem rybek jest GAL. Marka ta w swojej ofercie ma także inne kosmetyki w kapsułkach. Mnie najbardziej zainteresowało Serum pod oczy, Odżywka keratynowa oraz Olejek do kąpieli z drzewa herbacianego. Wszystkie te produkty możecie zobaczyć na stronie:  http://www.gal.com.pl/



Miałyście do czynienia z tymi rybkami?

czwartek, 20 lutego 2014

Garnier, Regenerujące mleczko do ciała z syropem z klonu


Czerwone mleczko do ciała Garnier z syropem z klonu to kosmetyk do którego mam wielki sentyment. Stosowałam je kiedy byłam jeszcze nastolatką i chętnie powracam do niego dziś.



Opis produktu:
Twoja skóra wysusza się, ulega podrażnieniom? Mleczko do ciała Garnier Intensywna Pielęgnacja Bardzo Suchej Skóry to pierwszy "opatrunek" w mleczku, który intensywnie odbudowuje skórę.
Jego oryginalna kanadyjska formuła z syropem z klonu błyskawicznie się wchłania, aby łagodzić uczucie szczypania i eliminować szorstkie strefy skóry. Skóra jest zregenerowana i odzyskuje komfort.

Składniki:


W czerwonej, charakterystycznej butelce z liściem klonu znajduje się 250ml mleczka do ciała. Opakowanie to posiada zgrabne otwarcie. Łatwo otworzyć je nawet posiadaczce długich paznokci. Klapka niestety posiada wybrzuszenie, które skutecznie uniemożliwia postawienie kosmetyku do 'góry nogami' przez co, gdy produkt się już kończy, jest problem z jego wydobyciem. Mleczko, jak na tego rodzaju kosmetyk do ciała, ma zaskakująco gęstą konsystencję. Bez problemu można zaaplikować je na ciało nie martwiąc się, że z niego spłynie. Po rozsmarowaniu natomiast wchłania się błyskawicznie i nie klei się na skórze. Zapach jest bardzo charakterystyczny i jest dokładnie taki sam jak kiedyś. To właśnie on zapadł mi w pamięci najbardziej, gdy używałam mleczka przed laty. Zapach ten kojarzy się z jakimiś drogimi perfumami.



Mleczko przeznaczone jest do skóry bardzo suchej, czyli takiej jak moja. Jego oryginalna kanadyjska formuła z syropem z klonu ma działać jak "opatrunek" - ma błyskawicznie łagodzić uczucie szczypania i wyeliminować szorstkie strefy skóry. W czasie zimy, w okresie grzecznym, moja skóra jest szczególnie narażona na wysuszenie spowodowane suchym powietrzem, jak i mrozem. Dlatego muszę o nią odpowiednio dbać, tak by mnie nie swędziała, nie łuszczyła się, a była idealnie nawilżona i jedwabiście miękka. Mleczko do ciała z syropem z klonu sprawdza się w tej roli wyśmienicie. Stosowane dwa razy dziennie przez kilka dni pod rząd sprawia, że skóra szybko odzyskuje dawną równowagę. Wydawałoby się, że lekka konsystencja mleczka będzie za słaba i nie poradzi sobie z różnego rodzaju podrażnieniami i spierzchnięciami, ale nic bardziej mylnego. Skóra zaraz po nałożeniu i wchłonięciu kosmetyku jest idealnie gładka, aksamitna w dotyku, i tak jak wspomniałam wcześniej nie klei się. Skóra już tak nie swędzi, jest ukojona i wygładzona. A co najważniejsze efekt ten utrzymuje się przez cały dzień i przez całą noc. Nie jest on jednorazowy.



Podsumowując, Regenerujące mleczko do ciała Garnier to idealny produkt dla osób które nie lubią czuć na skórze tłustego filmu, nie lubią długo czekać aż produkt się całkowicie wchłonie, i wreszcie dla osób które mają skórę szczególnie podatną na podrażnienia i przesuszenia. Polecam to mleczko wszystkim osobom (o ile jeszcze jakimś cudem ktoś go nie wypróbował :-) które w okresie zimowym (ale i nie tylko) zmagają się z suchą, szorstką i swędzącą skórą. Kosmetyk ten to bowiem najprawdziwszy "opatrunek" w mleczku.



Cena: 250ml / ok.10zł
           400ml / ok.14zł

Dostępność: Drogerie stacjonarne (np. Rossmann) i drogerie internetowe


Znacie to kultowe mleczko do ciała?

środa, 19 lutego 2014

Zamówienie z Avon...po raz kolejny:-)


Tak, tak po raz kolejny uległam ofercie Avon i zamówiłam kilka produktów:) Głównie za sprawą tańszych kosmetyków z serii Planet Spa, bo jak wiecie bardzo je lubię. Zamówienie dotarło do mnie wczoraj, ale ze względu na kiepskie światło zdjęcia zrobiłam dopiero dziś. Zapraszam do oglądania:)



Tak jak już napisałam Wam wcześniej zamówiłam sobie kilka produktów z serii Planet Spa m.in. Orzeźwiający peeling do ciała z kwiatem frangipani i trawą cytrynową (9,99zł), Głęboko oczyszczający peeling do twarzy z minerałami z Morza Martwego (6,99zł), Odżywczy scrub do rąk i stóp z masłem shea (6,99zł), a także Odżywcze masło do ciała z masłem shea (9,99zł). Ze względu na duże przeceny po prostu nie mogłam nie skorzystać z okazji przetestowania tych kosmetyków:-)



Z serii Naturals wybrałam nowość: Czekoladowy peeling myjący do ciała (8,99zł) oraz Odżywiająco - nawilżający balsam do ciała Róża i Czekolada (8,99zł). Uwielbiam czekoladę, dlatego chyba nie muszę tłumaczy się czemu akurat te kosmetyki dołączyły do mojego zamówienia, prawda?:)



Z kolorówki w moim zamówieniu pojawiła się nowość z katalogu 4: Maskara AeroVolume (10,99zł). Taką samą (tylko inny kolor) dostałam w lutowym GlossyBoxie, dlatego myślę nad zorganizowaniem jakiegoś małego rozdania, w którym można było by ją wygrać. Co Wy na to? Jesteście zainteresowane?:) Do oczek wybrałam jeszcze Żelową czarną kredkę SuperShock (14,99zł). Wiele z Was ją zachwalało, więc nie mogłam jej nie wypróbować:)



Oprócz tego zamówiłam jeszcze Glicerynowy krem do rąk i paznokci o zmysłowym zapachu magnolii (3,99zł), Odżywczą kurację z olejkiem arganowym do wszystkich rodzajów włosów w ampułkach (19,99zł) oraz Szklany pilniczek (8,99zł). Ciekawa jestem jak się sprawdzi ten pilniczek. Podobno szklane pilniczki są dużo bardziej delikatne i nie powodują rozdwajania się paznokci, a właśnie o taki efekt mi chodzi, bo na dzień dzisiejszy strasznie się zadzierają:/



Jak by tego było mało, z internetowej oferty specjalnej wyszukałam dla siebie: Truskawkowy scrub do ciała (4,99zł), Żel pod prysznic Malina i Kwiat Hibiskusa (3,99zł) i Tusz do rzęs Spectra Lash z regulacją intensywności (7,99zł). Ceny bardzo kuszące, więc żal było nie brać:)



Natomiast dla swojej siostrzenicy, która przyjechała do mnie na ferie zimowe, kupiłam Farbki kąpielowe do malowania palcami Szalony Arbuz (każda 2,99zł). Wi uwielbia wszelkie cudeńka do kąpieli, więc radość z prezentu była ogromna:) Pierwsze testy mamy już za sobą:)



Uff... to już wszystko. Obiecuję nic nie zamawiać z katalogu 4 :-)



A Wy zamawiałyście dla siebie coś z Avonu? Pochwalcie się:) Acha, i koniecznie napiszcie mi czy jesteście zainteresowane przetestowaniem Maskary AeroVolume, to zorganizuję dla Was jakieś rozdanie:-)

poniedziałek, 17 lutego 2014

Paese, Linea Automatyczna kredka do oczu


Kredki do oczu lubię bardziej niż eyelinery w płynie czy pisaku, bo łatwiej mi nimi narysować prostą kreskę. Mam swojego faworyta wśród tych kosmetyków. Jest nią czarna kredka z gąbeczką z Avonu. Automatycznych kredek jakoś nigdy dotąd nie miałam. Sama nawet nie wiem czemu. Jakoś tak się złożyło.



Opis produktu:
Linea to automatyczna kredka do oczu o miękkiej konsystencji, przedłużonej trwałości i metalicznym blasku.
Posiada strugaczkę do naostrzenia sztyftu oraz gąbeczkę do blendowania. Kredki cechuje wysoka odporność oraz długotrwały efekt. Silikonowa baza sprawia, że produkt jest miękki i łatwy w aplikacji.
Dostępna w 5 metalicznych kolorach: czarnym, brązowym, śliwkowym, oliwkowym, niebieskim.



Sztyft opakowany jest w wygodną i trwałą plastikową oprawkę. Z jednej strony znajdziemy wykręcaną kredkę, a z drugiej gąbeczkę do rozcierania oraz strugaczkę do naostrzenia sztyftu. Czasem zdarza mi się korzystać z gąbeczki, ze strugaczki już nie koniecznie.



Marka Paese oferuje kredki do oczu w pięciu kolorach. Każda z nich posiada metaliczne wykończenie. Ja mam kredkę w kolorze ciemnego granatu z mnóstwem malutkich, srebrnych drobinek. Drobinki te nie są nachalne i nie rzucają się jakoś specjalnie w oczy. Kolor na skuwce, jak i na stronie producenta znacznie różni się od tego, jaki jest w rzeczywistości. Jest on dużo ciemniejszy. Poniżej możecie zobaczyć jak prezentuje się na dłoni.



Automatyczna kredka działa tak jak należy. Kręci się w dwie strony -  nie zacina się. Sama kredka jest na tyle miękka, że z łatwością sunie po skórze. Szybko zasycha na powiece i utrzymuje się na niej przez długi, długi czas. Trwałością mogę ją przyrównać do mojej ulubionej kredki z Avonu. Załączona gąbeczka (o ile się nie mylę) jest wykonana z lateksu, i jest odpowiednio miękka. Rozcieranie nią narysowanej kreski nie kończy się jej rozmazaniem. Ze zmyciem kredki również nie ma problemów. Płyn micelarny daje sobie z nią radę. Nie potrzeba mocno trzeć skóry by ją usunąć.



Podsumowując, Kredka może i cenowo nie prezentuje się najlepiej (jej koszt to wydatek ok. 20zł) ale moim zdaniem jest warta swojej ceny. Ma wiele fajnych gadżetów (gąbeczka, strugaczka) a jej atutem jest to, że jest wysuwana i nie trzeba jej temperować.



Cena: 0,31g / 19,90zł

Dostępność: http://sklep.paese.pl/


Jakich marek kredek do oczu używacie?

sobota, 15 lutego 2014

Afrodita Cosmetics, Jagodowy balsam do ciała


Afrodita Cosmetics to słoweńska firma produkująca kosmetyki dla salonów SPA&Wellness oraz do sprzedaży detalicznej. Ja dzięki Pozytywnej Mamie w ramach programu Testuj razem ze mną miałam możliwość przetestować jeden z ich kosmetyków. Nowość 2014r. jaką jest BLUE BERRIES Jagodowy balsam do ciała.



Opis produktu:
Niezwykła odżywcza formuła balsamu w niepowtarzalnym aromacie  jagód dostarcza skórze cennych składników nawilżających i ochronnych, a także zapewnia wyjątkowy komfort stosowania. Utrzymuje wilgoć w skórze przez wiele godzin. Produkt nie zawiera parabenów ani silikonów.

Składniki:


Nietypowo zacznę od zapachu. Bowiem zapach w tym kosmetyku jest ujmujący i zasługuje na to, by go wyróżnić. Balsam pachnie jak najprawdziwszy jagodowy jogurt. Ten słodki i przyjemny zapach unosi się w łazience przez długi, długi czas i wprawia w dobry nastrój osobę, która akurat ma go przyjemność używać.
Mniej przyjemną sprawą jest smarowność tego produktu. Konsystencja jest jak najbardziej zadowalająca. Jest gęsta i treściwa, ale gdy przychodzi do rozsmarowania tego delikwenta na ciele pojawia się mały problem. Balsam jest tak koszmarnie tępy, że by go porządnie rozprowadzić na ciele trzeba się ostro napracować. Nie wiem który ze składników powoduje tak paskudną smarowność, ale uważam, że producent powinien coś z tym zrobić. Balsamowi najzwyczajniej brakuje tzw. poślizgu. Ale wiecie co, nie byłabym sobą gdybym nie znalazła plusów tej kłopotliwej sytuacji. Ten tępy, ciężko rozsmarowujący się balsam zmusza nas, by porządnie przewałkować swoje ciało tzn. by nawilżyć ciało trzeba wykonać mnóstwo rozcierających, wklepujących ruchów, co równie dobrze można nazwać masażem:-) Takie dwa w jednym. Osoby, które nie lubią tracić czasu na nakładanie różnego rodzaju mazideł na ciało, nie będą zadowolone z tego balsamu. Jego nakładanie wymaga czasu i przede wszystkim sprawnych, silnych rąk:-)



 Pomijając kwestię smarowności balsam ma jeszcze jedną wadę (dla niektórych może to być zaleta). Otóż po rozsmarowaniu na ciele zostawia taką błyszczącą, klejącą warstewkę. Mnie osobiście klejąca powłoka nie przeszkadza, bo i tak z ubraniem piżamki chwilę się wstrzymuję, ale ten połysk trochę mnie denerwuje. Nie lubię się świecić jak latarnia. Na szczęście efekt ten nie jest długotrwały. Trwa od kilku do kilkunastu minut w zależności od ilości nałożonego balsamu. Im więcej tym dłużej trwa jego wchłanianie (całkiem to logiczne, prawda:-)



Balsam dzięki swojej gęstej konsystencji dość mocno otula skórę, intensywnie ją nawilża i odżywia, dzięki czemu rano jest miękka i elastyczna. Wspaniale także koi przesuszoną i podrażnioną (np. goleniem) skórę przynosząc jej długotrwały komfort. Ten jagodowy balsam idealnie nadaje się na okres jesień - zima, bo jest treściwy i mocno nawilżający. W cieplejszym okresie może być za ciężki.



Jeśli chodzi o opakowanie, to jest ono zwyczajne. 400ml butla z białego, nieprzeźroczystego plastiku zamykana na zatrzask. Klapka działa tak jak należy. Nie jest za luźna, ani za ścisła. Otwarcie jej długimi paznokciami nie kończy się ich złamaniem. Plastik z którego jest wykonana butelka jest giętki, więc nie ma problemu z jego ściśnięciem i tym samym wydobyciem z niej balsamu.



Podsumowując, Balsam ma wspaniały jagodowy zapach, ale naprawdę tragiczną smarowność. Jeśli nie przeszkadza Wam to, że trzeba poświęcić trochę czasu na to, by go wklepać w ciało, to na pewno będziecie zadowolone z jego właściwości pielęgnujących. Ja jestem, choć mimo wszystko odrobinę przeszkadza mi ta błyszcząca poświata, którą po sobie pozostawia.



Cena: 400ml / 40zł

Dostępność: http://www.kosmetyk.net


W serii Blue Berries znajduje się jeszcze 
Jagodowy żel pod prysznic

cena: 400ml / 27zł


czwartek, 13 lutego 2014

ShinyBox - LoveBox - Luty 2014


Gdy publikowałam wpis z zawartością Lutowego GlossyBoxa, zadzwonił do mnie kurier 
i poinformował, że ma dla mnie paczkę. Był to walentynkowy LoveBox od ShinyBox.


Walentynkowy design Shiny jest ładny, ale Glossy zdecydowanie bije go o głowę, 
albo i dwie:) A jak jest z zawartością? Czy pudełko to jest równie udane jak to od konkurencji? Zapraszam do oglądania:)



W pudełku tradycyjnie znalazło się 5 produktów, z czego 4 są pełnowymiarowe.
Subskrybentki dostały dodatkowy produkt.
Oprócz karteczki z opisem kosmetyków w pudełku znalazły się również kupony rabatowe.


 A tak prezentuje się zawartość:



 1. AROMATHERAPYBAR Olejek do masażu i kąpieli
Pełen produkt: 18zł / 30ml

Jutro Walentynki, więc olejek na pewno się przyda. 
Mój eM + olejek = masaż:)



 2. WHITE FLOWER'S EXPERIENCE Trzy rodzaje maseczki błotnej
Pełen produkt: 19zł / zestaw

 Trzy rodzaje maseczek do trzech rodzai problemów skórnych.
Najbardziej ciekawa jestem tej do skóry z problemami.



 3. JOKO Maskara Queen Size
Pełen produkt: 26zł / szt.

Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek miała coś z tej firmy, 
dlatego cieszę się z obecności tego kosmetyku.  
Nowe marki zawsze testuję z wielkim entuzjazmem.



 4. GOLDWELL Spray do włosów Big Finish
Pełen produkt: 50zł / 300ml

Nie używam tego typu produktów, więc ten spray poleci do kogoś innego.



 5. BIELENDA Multifunkcyjny krem CC 10w1
Pełen produkt: 25zł / 175ml

 Kremy BB i CC do twarzy się u mnie nie sprawdzają. Mają za słabe krycie. 
Ten krem przeznaczony jest do całego ciała. Ma maskować różnego rodzaju
defekty: siniaki, blizny, przebarwienia. Ciekawa jestem jakie będzie jego krycie. 
Miejmy nadzieję, że lepsze.



 + Prezent kosmetyczny dla Subskrybentki
KOZMETIKA AFRODITA Preparat do usuwania skórek wokół paznokci



Po raz kolejny dzięki ShinyBox mam okazję testować nieznane mi dotąd kosmetyki.
Jestem bardzo zadowolona z zawartości. A Wam jak się ona podoba?