poniedziałek, 31 marca 2014

Cece Med, Silk, Szampon do włosów suchych i zniszczonych


Szampon z jedwabiem Cece Med to mój pierwszy kosmetyk marki Cece of Sweden. Nigdy przedtem nie znałam jej osobiście, ale sporo na jej temat czytałam na innych blogach. W większości same pozytywne opinie. Ja, tak się złożyło, jestem pierwszym przypadkiem, który ma odmienne zdanie na jego temat (choć wolałabym żeby było inaczej).



Opis produktu:
Szampon z jedwabiem przeznaczony do włosów suchych. Głęboko nawilża włosy i ułatwia ich rozczesywanie. Wygładza powierzchnię włosa i dodaje mu elastyczności. Przywraca połysk i zdrowy wygląd.

Składniki:



Zacznę od opakowania. Wygodna, ładnie leżąca w dłoni butla z dozownikiem typu press. Jedno naciśnięcie i już można korzystać z produktu. Lubię takie zamknięcia, bo są wygodne i szalenie praktyczne. Niestety podczas wydobywania produktu z opakowania napotykam problem. Plastik, z którego jest wykonana butelka jest twardy. Naprawdę potrzeba sporo siły, by ścisnąć opakowanie i wycisnąć z niej chociażby odrobinę szamponu. Otwór w korku jest mały, a sam szampon dość gęsty, więc to dodatkowo potęguje problem jego wydobycia. Zapach jest całkiem przyjemny, typowy dla kosmetyków z jedwabiem. Podczas dłuższego używania nie męczy, ani nie drażni. Na włosach raczej długo się nie utrzymuje.



 Szampon podczas mycia bardzo dobrze się pieni i dokładnie oczyszcza. Nie plącze przy tym przesadnie włosów. Co do jego działania: Początki były całkiem przyjemne. Szampon sprawiał, że moje włosy były wygładzone i sypkie. Były też odpowiednio nawilżone i ładnie błyszczały. Jednak z biegiem czasu zaczął mi je obciążać. Myślałam, że to wina odżywki, że być może za dużo jej nałożyłam, ale zweryfikowałam to i szybko odkryłam, że to jednak wina tego szamponu. Po odstawieniu go, oczywiście efekt oklapniętych włosów mijał. Stosując szampony innych marek ponownie mogłam cieszyć się puszystą czupryną.



Stosując kosmetyk z jedwabiem oczekiwałam, że efektywnie poprawi on kondycję moich włosów, nada im połysk i zdrowy, zadbany wygląd. Potrzebowałam nawilżnia i wygładzenia, a niestety w efekcie końcowym otrzymałam przylizaną czuprynę. Nie takiego efektu się spodziewałam, zatem mocno się nim rozczarowałam. Ze smutkiem stwierdzam, że ten szampon nie jest dla mnie.



Butla szamponu o pojemności 300ml w Rossmannie kosztuje 26,99zł. Jednak często, gęsto można dostać go w promocji, za dużo niższą cenę.


Znacie kosmetyki marki Cece of Sweden?
Ciekawa jestem jak się spisały u Was? Zapraszam do dyskusji:)

sobota, 29 marca 2014

Lacura Naturkosmetik, Mydełko naturalne Limonka


Nie przepadam za mydłami w kostce, bo są nieporęczne - kiepsko leżą w dłoni, no i jest problem z ich odpowiednim przechowywaniem. Jednak od jakiegoś czasu używam właśnie mydeł w takiej formie. Aktualnie mam w użyciu 3 mydełka. O jednym z nich chciałabym Wam dziś napisać. Otrzymałem je od drogerii naturalna.eu aczkolwiek nie widziałam w ich ofercie tego produktu. Nie znalazłam także jego opisu, ani ceny...:/



Skład: Sodium Palmate, Sodium Cocoate, CI77288, CI77891, Woda, Perfum, Gliceryna, Linalool, Potassium Sorbate.



Mydełko zapakowane jest w folię. Na niej przyklejone są dwie naklejki. Jedna z logo sklepu, druga ze składem i datą ważności. Kostka ma wytłoczoną nazwę marki. Mydło jest żółtawe i ma w sobie zatopione mnóstwo ciemnych drobinek, które wyglądają mi na jakieś nasiona bądź zioła. Owe drobinki nie pełnią funkcji peelingu, mimo iż delikatnie drapią skórę.



Mydełko w dotyku jest lekko tłuste. W kontakcie z wodą słabo się pieni, ale za to bardzo ładnie pachnie. Cytrynowo, ale jakby z dodatkiem czegoś jeszcze. Ciężko mi ten zapach rozszyfrować. Być może to przez te zioła? Zapach czuć jednak tylko wtedy, gdy wąchamy kostkę, bądź umyte nią ręce. Nie jest on intensywny, a tym samym nie jest nachalny czy drażniący.



Mydło bardzo dobrze radzi sobie ze wszystkimi zanieczyszczeniami. Zmywa wszelaki brud z dłoni pozostawiając skórę oczyszczoną i odświeżoną. Twarzy nie próbowałam nim myć, bo od tego mam inne kosmetyki. Parę razy zdarzyło mi się umyć nim całe ciało, ale stwierdziłam, że efekt 'piszczącej', tępej w dotyku skóry mi nie odpowiada. Położyłam je więc do mydelniczki i używam do mycia rąk. W tym przypadku sprawdza się najlepiej. Po użyciu mydełka nie ma uczucia napięcia, a skóra nie jest wysuszona.
Niemniej jednak jak dla mnie to zwykłe, ładnie pachnące mydełko o przyzwoitym działaniu.



Poszperałam trochę w internecie i na wizażu znalazłam informacje, że kosmetyki marki Lacura Naturkosmetik produkowane są w Niemczech, a można je kupić w supermarketach Aldi. Jeśli chodzi o cenę tego mydełka, to niestety nie jestem w stanie Wam jej podać. Nigdzie nie znalazłam takiej informacji.


Lubicie mydełka w kostce? Czy wolicie te w płynie?

czwartek, 27 marca 2014

Nowe przesyłki - Bielenda, Biosfera Polska, Farmona


W poniedziałek odwiedził mnie kurier. Niczego akurat się wtedy nie spodziewałam, więc nie miałam pojęcia co znajduje się w paczce. Po jej rozpakowaniu okazało się, że marka Bielenda zrobiła mi miłą niespodziankę. Bardzo dziękuję:* A co znalazłam w środku? Same zobaczcie:-)


Z serii SPA Afryka dostałam Odmładzający peeling cukrowy do ciała - daktyl & kokos. Natomiast z serii Spa Polinezja Wyszczuplające mleczko do ciała - orchidea i algi Laminaria, a także Wyszczuplający mus do ciała - orchidea i algi Laminaria.



W środę zaś otrzymałam paczkę od firmy Biosfera Polska. To nowa współpraca. Firma ta jest znanym ukraińskim producentem i dystrybutorem działającym w branży drobnych artykułów gospodarstwa domowego i higieny osobistej. Poza kosmetykami ukraińskimi w ofercie firmy znajdziemy również rosyjskie cudeńka, m.in. takie jak na poniższym zdjęciu:


Asortyment firmy jest naprawdę bardzo bogaty, więc miałam mały problem z wyborem kilku kosmetyków do testów. Ostatecznie zdecydowałam się na:

- Organic Therapy Care, Przeciwzmarszczkowy krem na dzień Fitonawilżenie
- Organic Therapy Care, Ziołowa pianka Fitooczyszczająca do twarzy
- Nawilżający balsam do włosów cienkich i osłabionych - Mleko, Olej z moreli 
i Proteiny z pszenicy
- Delikatny mleczny krem - szampon do włosów cienkich i osłabionych



Natomiast dnia dzisiejszego na poczcie odebrałam awizowaną przesyłkę. W środku znajdował się Cukrowy peeling do ciała Lawendowe ukojenie. Ta paczka przyszła od marki Farmona.


Uroczy słoiczek z kwiatkiem skrywa w swoim wnętrzu nowy peeling do ciała o kojącym aromacie prowansalskiej lawendy. Coś wspaniałego. Uwielbiam lawendę!


Niektóre kosmetyki poszły już w ruch:-) więc niedługo spodziewajcie się ich recenzji.


Co Was najbardziej zainteresowało? Miałyście może któryś z tych kosmetyków?


środa, 26 marca 2014

Ziaja, Maska oczyszczająca z glinką szarą


Ostatnio staram się regularnie nakładać maski na twarz, toteż testuję różne różności, które wpadną w moje łapki. Maski z Ziaji chyba jeszcze nigdy nie gościły w moim domu (i na mojej twarzy) więc nadeszła pora by je wypróbować!:-)



Opis produktu:
Maska kaolinowa z glinką szarą

WSKAZANIA
cera mieszana, tłusta, trądzikowa

SUBSTANCJE AKTYWNE
• glinka szara oczyszczająca
  - zawiera siarkę, magnez, wapń oraz mangan
  - jest źródłem mikroelementów: głównie krzemu (około 45%), glinu (około 30%) i żelaza (około 2,5%)
• kompleks proteinowo-cynkowy
  - łączy właściwości antybakteryjne cynku i łagodzące protein
  - zapobiega powstawaniu podrażnień, wywołanych nadmiernym gromadzeniem się sebum na powierzchni skóry
  - reguluje proces keratynizacji naskórka oraz chroni przed nadmierną utratą wody
• prowitamina B5
  - aktywnie nawilża oraz skutecznie regeneruje podrażniony naskórek
• alantoina
  - pochodna mocznika o doskonałych właściwościach kojących i osłaniających naskórek
  - skutecznie łagodzi podrażnienia oraz zmniejsza skłonność do ich powstawania

DZIAŁANIE
• zmniejsza widoczność rozszerzonych porów
• normalizuje pracę gruczołów łojowych
• skutecznie łagodzi podrażnienia skóry

Składniki:


 Jak przystało na maseczkę maska zapakowana jest w saszetkę. Jej pojemność to 7ml. Producent mówi, by nakładać ją gruba warstwą na twarz i szyję. Ja nałożyłam ją tylko na samą twarz, bo właśnie tam efekt oczyszczania i zmniejszenia widoczności rozszerzonych porów był mi najbardziej potrzebny. Saszetka wystarczyła mi na dwa użycia.



Maska ma szary kolor i kremową, średnio gęstą konsystencję. Dobrze się ją nakłada na buzię, a w trakcie jej 'noszenia' nic dziwnego się z nią nie dzieje. Nie kapie, nie ścieka, tylko delikatnie zasycha na buzi. Po upływie danego czasu (10-15minut) nie zmienia się w skorupę, więc łatwo ją zmyć. Ja używam do tego letniej wody i gąbeczki Calypso (uwielbiam ją!). Maska schodzi w ciągu kilku sekund. Zapach jest typowo glinkowy, taki ziemisty, ale jest jak najbardziej znośny, nie drażni nosa.



Co do działania, to muszę napisać, że się trochę na niej zawiodłam. Liczyłam na lepsze efekty. Co prawda skóra jest oczyszczona ze wszelkich zanieczyszczeń nagromadzonych w ciągu dnia (sebum i inne tego typu pioruństwa), ale pory nie są zwężone (przynajmniej nie tak jakbym sobie tego życzyła). A tak jak już wspomniałam wcześniej, na tym efekcie zależało mi najbardziej.
W kwestii normalizacji pracy gruczołów łojowych mogę napisać, że skóra zaraz po zmyciu maseczki faktycznie jest matowa, ale efekt ten nie utrzymuje się długo. Wszelkie podrażnienia i stany zapalne po jej użyciu są zmniejszone i mniej zaognione, co bardzo mnie cieszy, a skóra ogólnie rzecz biorąc jest miękka i wygładzona. Powleczona jest również taką delikatną warstewką ochronną, ale nie jest ona tłusta czy lepiąca. Kosmetyk nie podrażnił mojej skóry. 



Podsumowując, Maska jest tania (ok.2zł), ogólnodostępna i wydajna, ale mimo wszystko odrobinę się na niej zawiodłam. Miałam co do niej większe oczekiwania. Kwestia rozszerzonych porów wciąż spędza mi sen z powiek. Maseczka ta nie pomogła mi, choć na chwilę, się z nimi uporać.



Cena: 7ml / 2,10zł

Dostępność: www.naturalna.eu



wtorek, 25 marca 2014

BCL SPA, Organic Experience, Żelowy balsam Mandarynka i mango


Produkty z serii BCL SPA zostały tak zaprojektowane i wykonane by zapewnić całkowitą pielęgnację i regenerację skóry dłoni, stóp i ciała. To pierwsza kompletna linia profesjonalnych produktów spa wyprodukowana z certyfikowanych składników organicznych.W produktach BCL SPA znajdziemy cenne olejki eteryczne, naturalne ekstrakty roślinne połączone z egzotycznym i drogocennym olejkiem arganowym  z Maroka by dawały bezpieczne i orzeźwiające doświadczenie SPA w salonach lub domu.

Ja dzięki zgłoszeniu do Wielkiej akcji testowania kosmetyków zorganizowanej na portalu urodaizdrowie.pl do testów dostałam innowacyjny produkt tej marki, a jest nim Gel Lotion o wspaniałym zapachu mandarynki i mango.



Opis produktu:
Ten lekki balsam w żelu z technologią „suchego dotyku” przywraca skórze jedwabistą gładkość  błyskawicznie się wchłaniając. Wysycha w mniej niż 2 minuty i utrzymuje do 24 godzin nawilżenia. BCL SPA Lotion Gel dostarcza więcej nawilżenia niż tradycyjne balsamy do ciała, bez utraty istoty odżywienia i regeneracji skóry całego ciała. Największy na świecie zbiór certyfikowanych składników organicznych, takich jak olejki eteryczne i wyciągi z roślin są mieszane z rzadkim i egzotycznym olejkiem arganowym z Maroka celem stworzenia czysto organicznego doświadczenia w SPA lub domu. Dodaj sobie energii dzięki zdrowemu i ekologicznemu stylowi życia.



BCL SPA Gel Lotion dostajemy w wygodnym opakowaniu z pompką. Żel dostępny jest w dwóch pojemnościach: 355ml i 1000ml. Ja posiadam mniejszą wersję. Taka pojemność wystarcza na 2,5 tygodnia codziennego stosowania. Ze względu na objętość oraz konsystencję kosmetyku można napisać, że jest on wydajny. Żelowy balsam ma lekką, trochę wodnistą konsystencję, która po nałożeniu na skórę rozpływa się na ciele i daje niezbyt przyjemne uczucie klejenia. Coś jakby rozlany sok, takie mam skojarzenie. Producent na opakowaniu pisze, że balsam w żelu wysycha w mniej niż 2 minuty. Co prawda nie sprawdzałam tego z zegarkiem w ręku, ale faktycznie tak jest. Skóra bardzo szybko wysycha, pozostaje na niej jedynie ta lepka warstewka, która też znika, ale po trochę dłuższym czasie. Po zastosowaniu kosmetyku, spokojnie, bez obaw można założyć ubranie.



Moje skojarzenie co do soku nie jest bezpodstawne. Żel pachnie bowiem jak świeżo wyciskany sok (stąd te porównanie). Wyraźnie czuję cierpką woń mandarynki i gdzieś w tle owoc mango. Ten niezwykle świeży, intensywny owocowy zapach jest idealny na obecną porę roku, jaką jest wiosna. Soczysta woń mandarynki i mango rozkosznie rozchodzi się po łazience wprawiając w dobry nastrój osobę, która akurat sięga po ten kosmetyk. Zapach jest wspaniały, ale przejdźmy do działania kosmetyku, bo ono też jest istotne. Żelo-balsam posiada organiczne ekstrakty z owoców, które mają za zadnie głęboko odżywiać i wyrównywać koloryt skóry, nadając jej jednocześnie zdrowy wygląd. Mandarynka działa podobno jak naturalny antyseptyk, odmładza komórki skóry oraz poprawia teksturę. Natomiast wyciąg z owoców mango jest naturalnym balsamem, który głęboko nawilża i odżywia skórę. Żel co prawda szybko się wchłania w skórę pozostawiając ją idealnie gładką, sprężystą i miękką w dotyku, ale czy nawilżoną na 24 godziny? Raczej nie. W moim przypadku kosmetyk daje nawilżenie na jakieś 12 godzin, czyli jeśli zastosuję go wieczorem, rano moja skóra jest jeszcze nawilżona. Później, by w ciągu dnia zapewnić jej odpowiedni komfort muszę ponowić aplikację.



Podsumowując, Ten lekki balsam w żelu z technologią "suchego dotyku"to świetna alternatywa dla wszelkiego rodzaju maseł, balsamów i kremów. Jego niewątpliwym atutem jest to, że nie zawiera parabenów oraz innych agresywnych środków chemicznych i konserwantów. Za to w jego składzie znajdziemy naturalne składniki i ekstrakty roślinne, które mają bardzo silne i skuteczne właściwości. Wspaniały zapach i lekka konsystencja sprawiają, że kosmetyk jest jeszcze bardziej atrakcyjny. Jedynymi minusami jakie w nim dostrzegam to klejąca się warstewka, która jest mało przyjemna, oraz dostępność.




Gel Lotion dostępny jest w czterech różnych wersjach zapachowych: lawenda z miętą, trwa cytrynowa z zieloną herbatą, mleko i miód z białą czekoladą oraz mandarynka z mango.


Dzięki lawendzie przeżyjemy niesamowity relaks i ukojenie, trawa cytrynowa i zielona herbata oczyszczą naszą skórę, mleko i miód z białą czekoladą ją nawilżą, a poprawę jej wyglądu zapewni niesamowita moc mandarynki i mango.

Cena żelowego balsamu jest zależna od pojemności. 355ml kosztuje 49zł, a za wersję litrową musimy zapłacić 129zł. Kosmetyk można nabyć na stronie: http://bclspa.pl u wyłącznego dystrybutora.


piątek, 21 marca 2014

Joko, Queen Size, Maskara Super Length & Curl Up - Tusz do rzęs wydłużająco - podkręcający


Marka Joko Cosmetics ma w swojej ofercie serię winylowych maskar Queen Size. W jej skład wchodzą trzy tusze: Maximum Volume & Curl Up (pogrubiająco - podkręcający), Long & Volume & Waterproof (wydłużająco - pogrubiający) oraz Super Length & Curl Up (wydłużająco - podkręcający). Dziś chciałabym Wam napisać o tym ostatnim. Znalazłam go w lutowy ShinyBoxie - LoveBoxie.



Opis produktu: 
Najnowsze maskary marki JOKO to propozycja dla kobiet, które chcą nie tylko podkreślać swoją urodę, ale i zapewniać rzęsom codzienną ochronę. Podstawowym składnikiem maskar Queen Size jest winyl, który zwiększa odporność na czynniki zewnętrzne i elastyczność rzęs oraz gwarantuje przedłużoną trwałość makijażu. Dzięki maskarze Queen Size Length & Curl Up każda kobieta może zjawiskowo wydłużyć i podkręcić swoje rzęsy. Po zastosowaniu maskary Queen Size Super Length & Curl Up rzęsy są widocznie wydłużone, a specjalnie wyprofilowana szczoteczka umożliwia trwałe podkręcenie od nasady włosków. Jest to możliwe dzięki naturalnemu woskowi palmowemu, który poprawia kondycję rzęs i sprawia, że są zdecydowanie bardziej elastyczne.



Opakowanie jest ładne. Czarne ze złotymi napisami. Wygląda elegancko i zachęca do użycia, ale to co w nim znajdziemy jest już mniej przyjemne. Maskara ta jest moim zdaniem jedną wielką pomyłką. Już dawno nie miałam tak fatalnego tuszu. Po pierwsze jest rzadki i mokry, i mimo iż odstawiłam go na jakiś czas by zgęstniał, wciąż jest taki sam. Po drugie w trakcie malowania odbija się chamsko na górnej powiece i skleja rzęsy. Żeby uzyskać taki efekt jak na piątym zdjęciu muszę się ostro napracować, nakładając wiele warstw kosmetyku, jednocześnie pilnując się, by nie zrobić z rzęs pajęczych nóżek.



Szczoteczka jest całkiem przyjemna. Łatwo się nią operuje. Jest delikatnie zwężana ku środkowi. Kształt taki rzekomo ma sprawiać, że rzęsy będą wydłużone i podkręcone nawet w trudno dostępnych kącikach oczu. Natomiast spiralnie ułożone włoski szczoteczki oraz faliste ruchy ręki mają za zadanie uzyskać efekt jeszcze bardziej podkręconych rzęs od nasady włosków. Jak jest w praktyce? Otóż, rzęsy faktycznie są wydłużone, ale nic poza tym. Nie ma żadnego podkręcenia. Spodziewałam się po niej innego efektu, ale jak się łatwo domyśleć mocno się zawiodłam. Jej jedynym plusem jest to, że jest trwała, nie kruszy się ani nie osypuje. Łatwo ją zmyć płynem micelarnym - nie rozmazuje się podczas wykonywania tej czynności.



 Tak prezentuje się na oku.



 Za opakowanie o pojemności 6ml musimy zapłacić 26zł. Według mnie to sporo jak za tak badziewny tusz. Nie wiem gdzie można go nabyć stacjonarnie, ale widziałam go w internetowej drogerii http://www.inermis.pl w cenie 19,50zł.


Miałyście do czynienia z tym tuszem?
Jak się u Was sprawdził?

czwartek, 20 marca 2014

Avon, Ideal Flawless, Krem CC



Oprócz kremów BB na rynku dostępne są także kremy CC. Jeden z nich został właśnie przeze mnie przetestowany. Jak się sprawdził? Zapraszam do dalszej części wpisu.



Opis produktu:
Kompleksowy krem upiększający ukrywa niedoskonałości i przebarwienia, pielęgnuje skórę i wyrównuje jej koloryt dzięki witaminie C i wyciągowi z lukrecji. Jego lekka formuła nie powoduje efektu maski. Krem zapewnia 24-godzinne nawilżenie i chroni przed słońcem filtrem SPF20.

Składniki:


Krem CC dostajemy zapakowany w kartonik. Opakowanie to mała, czarna tubka o pojemności 30ml. Zamykana jest ona na nakrętkę. Aplikacja jest łatwa, ale trzeba przyzwyczaić się do odpowiedniego dozowania. Konsystencja jest lekka, moim zdaniem odrobinę za rzadka. Krem dobrze się rozprowadza i całkiem ładnie wtapia się w skórę nadając jej naturalny i zdrowy wygląd. Formuła kremu posiada w sobie delikatne drobinki mieniące, ale nie są one jakieś nachalne, są subtelne, prawie nie zauważalne. Zapewniają cerze promienny wygląd, bez oznak zmęczenia.



Krem ma za zadanie zakrywać niedoskonałości i przebarwienia. Niestety jego krycie jest bardzo słabe, wręcz znikome. Tak wiem, nie powinnam oczekiwać od niego wspaniałego krycia, bo od tego przecież mam podkład, ale moja cera nie jest tak do końca idealna jak bym tego chciała, więc jest sprawą oczywistą, że chcę zakryć to i owo. Krem na tej płaszczyźnie zawodzi i to na całego, ale w innej sprawdza się całkiem nieźle. Mam tu na myśli nawilżanie. Skóra po jego nałożeniu nie jest wysuszona, a suche skórki nie są podkreślone. Jest za to gładka, no a kolor jest wyrównany ale minimalnie. Tu niestety znowu pojawia się minus. Efekt ten nie utrzymuje się długo. Krem szybko się ściera. Już po około 3 godzinach twarz wygląda tak jakbym nie nałożyła na nią w ogóle CC kremu. Dla mnie coś takiego jest nie do przyjęcia. Nie mam ochoty nakładać go kilka razy w ciągu dnia, bo najzwyczajniej w świecie nie mam na to czasu.



Na plus mogę zaliczyć fakt, że krem nie zapycha, i że posiada filtr SPF20, przez co idealnie nadaje się na dzień. Jeśli chodzi o wydajność, to tu znów jest tak sobie. Rzadka, słabo kryjąca konsystencja zmusza nas do tego, by nałożyć więcej kremu, co oczywiście przekłada się na jego wydajność.



Moim zdaniem krem CC idealnie nadaje się dla mało wymagających osób, które nie mają problemu z cerą. Jasny odcień z pewnością będzie pasował wielu kobietom o bardzo jasnej karnacji. Z resztą do wyboru jest w sumie 5 odcieni, więc myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ja ze względu na jego bardzo kiepskie krycie oraz szybkie znikanie z twarzy nie jestem z niego zadowolona, choć te kilka plusów: nawilżenie, delikatne wyrównanie kolorytu czy chociażby filtr UV przemawia na jego korzyść.



Cena regularna kremu CC to 32zł. Na promocji można go kupić dużo taniej. Aktualnie za 17,99zł. Ja dałam za niego 10,99zł i uważam, że ta cena jest dla niego odpowiednia.



środa, 19 marca 2014

ANNA, Nafta kosmetyczna z witaminami A+E


Jakieś półtora miesiąca temu do testów dostałam naftę kosmetyczną firmy ANNA. Przyznam się, że było to moje pierwsze spotkanie z tego typu kosmetykiem. Nigdy wcześniej nie miałam nafty i nawet nie przyszłoby mi do głowy by po nią sięgnąć. Jednak opis producenta skutecznie mnie zachęcił do jej wypróbowania: Nafta kosmetyczna jest znana od wielu lat jako naturalny środek do pielęgnacji włosów oraz jako środek leczniczy zwalczający dolegliwości skóry głowy i włosów, posiada właściwości odżywcze. Pomyślałam sobie wtedy czemu by nie spróbować?



Opis produktu:
Działa przeciwłupieżowo. Sprawia, że włosy stają się łatwiejsze w rozczesywaniu. Na skutek działania NAFTY KOSMETYCZNEJ ANNA z witaminami A+E z atomizerem włosy odzyskują blask, witalność, są zregenerowanie, odżywione oraz lśniące.

Składniki i sposób użycia:


Tak jak już wspomniałam wcześniej był to mój pierwszy kontakt z nafta kosmetyczną. Nigdy wcześniej jej nie używałam, dlatego nie wiedziałam jak się do niej zabrać. Na szczęście sposób jej użycia jest bardzo prosty. Naftę kosmetyczną ANNA z atomizerem rozpylamy bezpośrednio na włosy na 10 minut przed myciem. W celu wzmocnienia działania, możemy wymieszać 3 łyżeczki nafty z żółtkiem i nałożyć na włosy na 10 minut przed myciem. Taki właśnie oto opis możemy znaleźć na opakowaniu. Proste? Nie koniecznie. Owszem sposób użycia tego kosmetyku jest dziecinie łatwy, ale zapach który towarzyszy podczas jego aplikacji jest P-A-S-K-U-D-N-Y! W sumie mogłam się spodziewać, że taki będzie, bo przecież nafta powstaje w wyniku destylacji ropy naftowej. Na szczęście po umyciu włosów ta woń nie jest już wyczuwalna. Uff...Co za szczęście:)



Opakowanie nafty jest bardzo poręczne, a to wszystko dzięki sprawnej, niezacinającej się pompce. Można w łatwy sposób, równomiernie pokryć włosy kosmetykiem, bez specjalnego brudzenia rąk. Z tego co się zdążyłam zorientować na rynku jest sporo tego typu produktów nie wyposażonych w taki aplikator. Zatem plus dla producenta za to, że pomyślał o swoich klientkach.


Naftę kosmetyczną z witaminami stosuję co kilka myć, czyli mniej więcej 1-2 razy w tygodniu. Nie należy przesadzać z jej zbyt częstym stosowaniem, bo może przesuszać włosy. Osoby wrażliwe też powinny uważać z naftą, bo może powodować u nich zaczerwienienie, podrażnienie i swędzenie skóry. U mnie żaden z tych dyskomfortów nie wystąpił, choć przyznam, że początkowo miałam pewne obawy co do ich pojawienia się. Jeśli chodzi o sposób użycia to wybrałam pierwszą, wygodniejszą opcje, czyli rozpylanie na 10 minut przed myciem głowy. Następnie postępowałam jak zwykle, nakładałam szampon i odżywkę. Włosy po takim zabiegu były miękkie, gładkie i niesamowicie lśniące, lepiej też się układały. Nafta nie powodowała obciążania pasm i nie wpływała na ich przetłuszczanie. Obecnie nie mam problemu z łupieżem, więc nie jestem w stanie stwierdzić, czy faktycznie zapobiega jego powstawaniu.



Ogólnie rzecz biorąc jestem zadowolona z działania nafty, bo moje włosy są po niej błyszczące i sypkie. Jednak ze względu na dość specyficzny zapach myślę, że raczej nie zagości ona na stałe w mojej pielęgnacji włosów. No chyba że, będzie miała jakiś bardziej przyjazny zapach:-)


Naftę kosmetyczną firmy ANNA możecie kupić za ok.10zł w drogeriach na terenie całego kraju (Koliber, Jasmin, Laboo).




wtorek, 18 marca 2014

ShinyBox - The Style Experience - Marzec 2014


W tym miesiącu kurier GLS przybył do mnie wyjątkowo późno. Jednak niezwykle ciężkie pudełko sprawiło, że szybko o tym zapominałam. Marcowe pudełeczko nosi tytuł The Style EXPERIENCE i było wypełnione po brzegi kosmetykami o czym przekonałam się zaraz po jego otwarciu:)



Zanim jednak przejdę do pokazania kosmetyków, które się w nim znalazły, 
chciałabym zwrócić uwagę na piękną grafikę pudełka.
Muszę przyznać, że jest to kolejny box, który ma wyjątkowo ładną oprawę. 
Z pewnością pudełeczko to znajdzie dla siebie nowe zastosowanie i będzie zdobiło 
moją kolekcję. Kosmetyków oczywiście:-)
 
 

Tradycyjnie w pudełku znalazło się 5 produktów, z czego 2 są pełnowymiarowe. 
Subskrybentki dostały dodatkowo jeden z dwóch kosmetyków: 
Paula's Choice lub Syis i próbki Clochee. Mi trafił się BB Krem marki Syis.
 


Zawartość pudełka prezentuje się następująco:



1. DELAWELL Zmysłowy Scrub Solny 100ml
Pełen produkt: 39zł / 260ml

 Markę Delawell miałam już okazję poznać. W styczniowym boxie znalazła się 
oliwka do skórek i paznokci właśnie tej marki. Tym razem do wypróbowania
dostajemy scrub do dłoni, stóp i ciała. Fajnie, że akurat jest to ten kosmetyk, 
szkoda tylko, że takiej małej pojemności. Miejmy nadzieję, że okaże się on 
być wydajny, bo nie chciałabym go użyć tylko dwa razy.


2. BIODERMA Sebium Pore Refiner Krem 15ml
Pełen produkt: 60zł / 30ml

Próbek kremów do twarzy mam całą szufladę, więc obecność kolejnej miniatury 
nasuwa mi na myśl tylko jedno pytanie: Kiedy ja to wszystko zużyję!?:-)


3. ORGANIQUE Biała glinka 100ml
Pełen produkt: 30zł / 200ml

 Fanką glinek w takiej postaci nie jestem, ale fakt, że jest to produkt 
marki Organique, i że jest on przeznaczony do skóry wrażliwej i naczyniowej 
czyni ten kosmetyk dla mnie bardziej atrakcyjnym. Z pewnością go wypróbuję.


4. BALNEOKOSMETYKI MALINOWY ZDRÓJ Żel do twarzy 200ml
Pełen produkt: 28zł / 200ml

Nowa marka w boxie, zupełna nowość dla mnie. 
Fajnie, że w ShinyBox pojawił się jakiś produkt do mycia twarzy, szkoda tylko 
że jest on przeznaczony do skóry tłustej i mieszanej. Ja mam suchą:/


5. ORIGINAL SOURCE Żel pod prysznic 250ml
Pełen produkt: 9,00zł / 250ml

Bardzo lubię żele pod prysznic tej marki, bo mają wspaniałe zapachy. 
Miałam wersję truskawkową i miętową. Tu wersja ananasowa. Pachnie cudnie! 
Coś czuję, że to będzie mój nowy ulubieniec wśród kosmetyków do kąpieli:-)
 


Podsumowując, Mimo, że jeden z kosmetyków jest nietrafiony (mam tu na myśli żel do twarzy) to i tak jestem zadowolona z zawartości tego pudełka. Z pewnością wykorzystam wszystkie (no prawie wszystkie) otrzymane kosmetyki. Niewątpliwym atutem pudełka jest dodatkowy produkt dla subskrybentki oraz upominek kosmetyczny od marki Clochee, który znacząco podnosi wartość pudełka i czyni je jeszcze bardziej atrakcyjnym, przynajmniej w moim odczuciu. Po raz kolejny jestem zadowolona z faktu, że mam wykupioną subskrypcję:-) A Wy ją macie? Jesteście zadowolone z zawartości?